11.24.2008

Rozmyślania...

No cóż... Tak wiele się zmieniło... Ja też się zmieniłam... Moja mama marzyła o tym żebym umiała się bronić i nie zamierzam się poddawać, nie wyprę się tego kim jestem! Nieważne co zrobicie.

Kiedyś byliście dla mnie jak druga rodzina, dawaliście wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Dzięki świadomości że jestem jedną z was byłam silna i byłam też szczęśliwa... Tak był jeszcze niecały rok temu. Ale od tamtego czasu dużo się zmieniło. Teraz każde spotkanie z wami to stras i nerwy, to długie godziny zastanawiania się co z tego wyniknie i jak z tego wybrnąć... Bo wszystko zniszczyliście. Zniszczyliście największą pasję mojego życia. Być może was nie rozumiem... Ale wy mnie też nie - i nie obwiniajcie nikogo o moje decyzje, podejmuje je sama i prędzej ja manipuluję innymi niż pozwolę to zrobić sobie. To że o pewnych decyzjach i sprawach wam nie mówię... A dlaczego mam mówić? Nazwijcie to jak chcecie - fanaberiami, wybrykami, chorobą psychiczną - ale ja już wybrałam swoją drogę. Teraz wszystko zależy od was. Jeszcze trochę poczekam, porozmawiam z kilkoma osobami, bo jestem im to winna. Jeżeli mnie do tego zmusicie, najbardziej skrzywdzicie dzieciaki, ale ja już dłużej nie mogę ich bronić. Nie kosztem siebie. Tak więc... Czekam na decyzję. Poczekam na pewno tydzień, może troszkę dłużej. Łudzę się że to jeszcze nie koniec, chociaż coś już się skończyło.

Jeżeli chcesz żebym oddała - powiedz mi to wprost. Przynajmniej wszyscy będziemy mieli jasność że to koniec...

Brak komentarzy: