11.24.2008

Rozmyślania...

Miłość... co to właściwie jest? Takie trudne pytani, a gdzie odpowiedź? Taki dziwny moment refleksji nad tym wszystkim...


Bo to na pewno nie jest takie pierwsze zauroczenie... Nie było by takich wieloletnich, pełnych miłości małżeństw... Na pewno też nie sama chemia... Nasz organizm nie działałby przeciwko nam, wybierałby najlepszego partnera... I nie byłoby tylu nieszczęśliwie zakochanych... Na pewno nie samo uczucie... Nie mogłoby być tak silne... Więc co to jest? I komu się zdarza? I kiedy i dlaczego? Dlaczego niektórzy na nią czekają? I czasem nigdy się nie doczekają? A inni mogą przeżyć dwie? Bo ja wierze że są możliwe dwie... Dla wdowca czy wdowy... Ale nie po porzuceniu kogoś... Wtedy to nie była miłość... Ach...



I jest jeszcze sprawa miłości innej... Jest tak wiele jej rodzajów, a tylko jedno słowo... Miłość do partnera (męża, żony), miłość do dziecka, miłość do rodzica, do dziadka, do przyjaciela, do rodzeństwa, do piękna, do tego co jest nam drogie...



I jeżeli jest szczere, to chyba to wszystko jest to samo uczucie, tylko jego obiekt jest inny... Bo tak samo na nie reagujemy... Daje nam takie samo niewyobrażalne szczęście, takie samo niewyobrażalne cierpienie, popycha do tej samej walki, do tych samych poświęceń... Bo to właśnie jest wspólne dla prawdziwej miłości... Życie składa się z radości i smutku, walki i wyrzeczeń... Jeżeli kochamy - przyjmujemy cześć kogoś innego, ze wszystkim co z tym związane. Nie wyobrażam sobie miłości bez cieszenia się nawet z najmniejszego sukcesu drugiej osoby, z zamartwiania się nawet lekką chorobą, z cierpienia w momencie kiedy jest smutna... To jest jednoznaczne z cierpieniem... Ktoś kto prawdziwie kocha - nie ma żadnych wątpliwości że warto. Taka osoba wie. I nigdy z tego nie zrezygnuje...



Ale to nie wyjaśnia czym jest miłość... Tak jak objawy choroby nie powiedzą na czy ona polega... Tak bo miłość jest chorobą, chorobą nieuleczalną i nieuniknioną...



Co łączy wszystkie te rodzaje miłości... Moim zdaniem tylko jedna rzecz... Jedna rzecz która je wszystkie łączy: Osoba którą kochamy jest dla nas najważniejsza na świecie. Ważniejsza od nas samych. Bez powodu. Bez względu na nic. Po prostu najważniejsza. I to wystarcza.



Może się zacząć od zwykłego zauroczenia. Może się zacząć od wieloletniej przyjaźni. Ale na pewno potrzeba czasu, czasy aby odkryć że to właśnie ta osoba. Lub instynktu - tak jak matka wie że dziecko które trzyma w ramionach jest teraz dla niej najważniejsze na świecie. Jest jej częścią i dla niego zrobi wszystko, żeby tylko je ochronić. Chociaż wie że przed światem go nie ochroni. A co z rodzicami i dziadkami? Czy ich też dlatego kochamy? Tak. Rodziców szanujemy, z różnych powodów, ale szanujemy. Bo są starsi, mądrzejsi, bo dużo zrobili, bo dużo osiągnęli... Ale to nie jest miłość. Uczucie dziecka które potrzebuje rodzica też nie jest tą prawdziwą miłością, ona rodzi się później, ale tylko jeśli rodzic na to zasługuje. Jeżeli jest faktycznie osobą najważniejszą na świecie. Wtedy dziecko może świadomie powiedzieć że naprawdę kocha rodzica, albo że go tylko szanuje... Lub może nigdy sobie tego nie uświadomić, żyć dalej dziecięcym naiwnym uczuciem.


Najważniejsza osoba... jedna? Nie! Bo każda jest najważniejsza inaczej, w innym świecie... Dlatego można kochać i matkę i męża i dziecko i każde kolejne dziecko... I dziecko z sierocińca... I psa... I każdą rzecz która jest dla nas naprawdę ważna... Taniec, fotografię, muzykę... Wtedy miłość jest inna, ale to dalej miłość. Każda miłość jest inna... Tak jak inna jest każda osoba czy rzecz którą obdarzamy tym uczuciem.


Bo miłość to wspaniałe uczucie, najbardziej złożone, najbardziej wszechstronne. Inne uczucia prowadzą tylko w jednym kierunku. Przyjaźń tylko buduje. Nienawiść tylko niszczy. Strach też niszczy. Ambicja nas rozwija. A miłość... miłość buduje ochronę wokół osoby kochanej, tworzy wszystko co może ją uszczęśliwić, niszczy każde zagrożenie, poświęca wszystko co ma, rozwija nas żeby jak najbardziej odpowiadać i pomagać tej jednej jedynej osobie... Jest wszechstronna i nastawiona tylko na tą osobę...



A czy można kochać... kogoś własnej płci? Nie ja przyjaciela, tylko... Według mnie można... Każdy ma swoje własne życie, a miłość nie wybiera... Jeśli jest to miłość, a nie wulgarna gra na pokaz, żeby zbulwersować innych... Tak taka miłość jest warta żeby o nią walczyć...



Miłość może byc nieszczęściem, może boleć i ranić. A mimo to warto, bo jednocześnie nie ma nic wspanialszego. Brak miłości... Jeżeli ktoś jej nie poznał, nie wie co traci, nie jest to problemem... Ale utrata takiej prawdziwej miłości... Albo jeśli dwie prawdziwe miłości są ze sobą sprzeczne i nie można wybrać... To najgorsze co może człowieka spotkać. I tego nie życzę nikomu...


Brak komentarzy: