11.26.2008

Rozmyślania...

Pierwsze wyszperane gdzieś dawno dawno przemyślenia... Tylko ciągle brak odpowiedzi...

Tysiące filozoficznych pytań...

Jak ludzie potrafią być tak obłudni?
Czy wieśniactwo jest wytłumaczeniem?
Czy liczy się walka czy zwycięstwo?
Dlaczego człowiek zachowuje się jak szczeniak?
Dlaczego ludzie osądzają nas tak jak sami chcą?
Dlaczego słowo przepraszam jest takie trudne?
Dlaczego zmuszamy kogoś do wiary kiedy sami nie wierzymy?
Dlaczego wolno bezkarnie wywoływać łzy?
Jak możemy oczekiwać przestrzegania zasad które łamiemy?
Kim jest przyjaciel?
Czy Bóg jest przyjacielem?
Przyjaciel - na zawsze czy nie?
Co znaczy wiara a co kościół?
Co czuje domowy pupil?
Jak znaleźć spokój?
Skąd brać motywację?
Lepiej działać czy udawać że się nie wie?
Skąd biorą sie fałszywe ideały?
Jak walczyć z fałszywym wizerunkiem i czy walczyć?
Jak to jest możliwe - jedna rodzina a obcy ludzie?
Dlaczego każdy inaczej postrzega opiekę i potrzeby drugiego?
Jak bez winy zdecydować o śmierci?
Jak można walczyć o bliskich?
Jak można pomóc?
Dlaczego miłość można okazać nawet fochem?
I dlaczego są ludzie czepiający sie o wszystko?
Dlaczego każdy nie może mieć takiego ojca jak ona?
Dlaczego badania muszą być w trakcie zbiórki?!
Jak poznać kto jest przyjacielem?
Jak nie pozwolić się ranić?
Jak wyrzucić z serca ludzi którzy ranią?
Czy plotka i rozrywka są ważniejsze od człowieka?
Czy w naszym świecie nie ma już nic pozytywnego?
Jeśli jest to jak to znaleźć?
Czy możemy marzyć tylko w książkach bo nasz świat jest zbyt brutalny?

Te pytania i wiele innych nie ubranych w słowa... Kto zna odpowiedź? Kto pomoże mi ją znaleźć? Czy wogóle da się ją znaleźć? Znowu pytania...

11.24.2008

Rozmyślania...

Miłość... co to właściwie jest? Takie trudne pytani, a gdzie odpowiedź? Taki dziwny moment refleksji nad tym wszystkim...


Bo to na pewno nie jest takie pierwsze zauroczenie... Nie było by takich wieloletnich, pełnych miłości małżeństw... Na pewno też nie sama chemia... Nasz organizm nie działałby przeciwko nam, wybierałby najlepszego partnera... I nie byłoby tylu nieszczęśliwie zakochanych... Na pewno nie samo uczucie... Nie mogłoby być tak silne... Więc co to jest? I komu się zdarza? I kiedy i dlaczego? Dlaczego niektórzy na nią czekają? I czasem nigdy się nie doczekają? A inni mogą przeżyć dwie? Bo ja wierze że są możliwe dwie... Dla wdowca czy wdowy... Ale nie po porzuceniu kogoś... Wtedy to nie była miłość... Ach...



I jest jeszcze sprawa miłości innej... Jest tak wiele jej rodzajów, a tylko jedno słowo... Miłość do partnera (męża, żony), miłość do dziecka, miłość do rodzica, do dziadka, do przyjaciela, do rodzeństwa, do piękna, do tego co jest nam drogie...



I jeżeli jest szczere, to chyba to wszystko jest to samo uczucie, tylko jego obiekt jest inny... Bo tak samo na nie reagujemy... Daje nam takie samo niewyobrażalne szczęście, takie samo niewyobrażalne cierpienie, popycha do tej samej walki, do tych samych poświęceń... Bo to właśnie jest wspólne dla prawdziwej miłości... Życie składa się z radości i smutku, walki i wyrzeczeń... Jeżeli kochamy - przyjmujemy cześć kogoś innego, ze wszystkim co z tym związane. Nie wyobrażam sobie miłości bez cieszenia się nawet z najmniejszego sukcesu drugiej osoby, z zamartwiania się nawet lekką chorobą, z cierpienia w momencie kiedy jest smutna... To jest jednoznaczne z cierpieniem... Ktoś kto prawdziwie kocha - nie ma żadnych wątpliwości że warto. Taka osoba wie. I nigdy z tego nie zrezygnuje...



Ale to nie wyjaśnia czym jest miłość... Tak jak objawy choroby nie powiedzą na czy ona polega... Tak bo miłość jest chorobą, chorobą nieuleczalną i nieuniknioną...



Co łączy wszystkie te rodzaje miłości... Moim zdaniem tylko jedna rzecz... Jedna rzecz która je wszystkie łączy: Osoba którą kochamy jest dla nas najważniejsza na świecie. Ważniejsza od nas samych. Bez powodu. Bez względu na nic. Po prostu najważniejsza. I to wystarcza.



Może się zacząć od zwykłego zauroczenia. Może się zacząć od wieloletniej przyjaźni. Ale na pewno potrzeba czasu, czasy aby odkryć że to właśnie ta osoba. Lub instynktu - tak jak matka wie że dziecko które trzyma w ramionach jest teraz dla niej najważniejsze na świecie. Jest jej częścią i dla niego zrobi wszystko, żeby tylko je ochronić. Chociaż wie że przed światem go nie ochroni. A co z rodzicami i dziadkami? Czy ich też dlatego kochamy? Tak. Rodziców szanujemy, z różnych powodów, ale szanujemy. Bo są starsi, mądrzejsi, bo dużo zrobili, bo dużo osiągnęli... Ale to nie jest miłość. Uczucie dziecka które potrzebuje rodzica też nie jest tą prawdziwą miłością, ona rodzi się później, ale tylko jeśli rodzic na to zasługuje. Jeżeli jest faktycznie osobą najważniejszą na świecie. Wtedy dziecko może świadomie powiedzieć że naprawdę kocha rodzica, albo że go tylko szanuje... Lub może nigdy sobie tego nie uświadomić, żyć dalej dziecięcym naiwnym uczuciem.


Najważniejsza osoba... jedna? Nie! Bo każda jest najważniejsza inaczej, w innym świecie... Dlatego można kochać i matkę i męża i dziecko i każde kolejne dziecko... I dziecko z sierocińca... I psa... I każdą rzecz która jest dla nas naprawdę ważna... Taniec, fotografię, muzykę... Wtedy miłość jest inna, ale to dalej miłość. Każda miłość jest inna... Tak jak inna jest każda osoba czy rzecz którą obdarzamy tym uczuciem.


Bo miłość to wspaniałe uczucie, najbardziej złożone, najbardziej wszechstronne. Inne uczucia prowadzą tylko w jednym kierunku. Przyjaźń tylko buduje. Nienawiść tylko niszczy. Strach też niszczy. Ambicja nas rozwija. A miłość... miłość buduje ochronę wokół osoby kochanej, tworzy wszystko co może ją uszczęśliwić, niszczy każde zagrożenie, poświęca wszystko co ma, rozwija nas żeby jak najbardziej odpowiadać i pomagać tej jednej jedynej osobie... Jest wszechstronna i nastawiona tylko na tą osobę...



A czy można kochać... kogoś własnej płci? Nie ja przyjaciela, tylko... Według mnie można... Każdy ma swoje własne życie, a miłość nie wybiera... Jeśli jest to miłość, a nie wulgarna gra na pokaz, żeby zbulwersować innych... Tak taka miłość jest warta żeby o nią walczyć...



Miłość może byc nieszczęściem, może boleć i ranić. A mimo to warto, bo jednocześnie nie ma nic wspanialszego. Brak miłości... Jeżeli ktoś jej nie poznał, nie wie co traci, nie jest to problemem... Ale utrata takiej prawdziwej miłości... Albo jeśli dwie prawdziwe miłości są ze sobą sprzeczne i nie można wybrać... To najgorsze co może człowieka spotkać. I tego nie życzę nikomu...


Rozmyślania...

Tak... Nowo zawarta przyjaźń... Jest coś niesamowitego w poznawaniu ludzi on nowa... Dziękuje Gwiazdeczko za szczerość, za rozmowę, za radę... Dziękuję że jesteś... Ty wyjeżdżasz, a ja będę walczyć o mojego faceta... Czekam na następną rozmowę - tym razem przez sms i trzymam kciuki...

"Czwarta nad ranem
Może sen przyjdzie
Może mnie odwiedzisz

Czemu cię nie ma na odległość ręki?..."

Tak... jest po czwartej, a ja ciągle nie śpię... Wcześniejsze łzy i emocje nie pozwalają mi się położyć... Więc siedzę i myślę. Cały czas się martwię, martwię się o niego i o nią
. O Lisa który ma problemy i nie chce przyjąć pomocy i o Gwiazdeczkę która za godzinę ma wstać i wyjechać...
Moje życie się zaplątało i nie wiem co mam zrobić - moje uzależnienie mąci mi myśli i nie pozwala znaleźć słusznej drogi... Może jutro się coś rozwiąże...

Wiem że nie masz dla mnie czasu, wiem że jest wile ważniejszych spraw... Ale tak strasznie tęsknie i tak strasznie cię potrzebuję... Też dlatego nie śpię - skoro nie przyjdziesz, nie mam po co rano wstawać...Mam nadzieję że chociaż po południu dasz radę wstać i że nie zapomnisz o telefonie bo to bardzo ważne...

Rozmyślania...

No cóż... Tak wiele się zmieniło... Ja też się zmieniłam... Moja mama marzyła o tym żebym umiała się bronić i nie zamierzam się poddawać, nie wyprę się tego kim jestem! Nieważne co zrobicie.

Kiedyś byliście dla mnie jak druga rodzina, dawaliście wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Dzięki świadomości że jestem jedną z was byłam silna i byłam też szczęśliwa... Tak był jeszcze niecały rok temu. Ale od tamtego czasu dużo się zmieniło. Teraz każde spotkanie z wami to stras i nerwy, to długie godziny zastanawiania się co z tego wyniknie i jak z tego wybrnąć... Bo wszystko zniszczyliście. Zniszczyliście największą pasję mojego życia. Być może was nie rozumiem... Ale wy mnie też nie - i nie obwiniajcie nikogo o moje decyzje, podejmuje je sama i prędzej ja manipuluję innymi niż pozwolę to zrobić sobie. To że o pewnych decyzjach i sprawach wam nie mówię... A dlaczego mam mówić? Nazwijcie to jak chcecie - fanaberiami, wybrykami, chorobą psychiczną - ale ja już wybrałam swoją drogę. Teraz wszystko zależy od was. Jeszcze trochę poczekam, porozmawiam z kilkoma osobami, bo jestem im to winna. Jeżeli mnie do tego zmusicie, najbardziej skrzywdzicie dzieciaki, ale ja już dłużej nie mogę ich bronić. Nie kosztem siebie. Tak więc... Czekam na decyzję. Poczekam na pewno tydzień, może troszkę dłużej. Łudzę się że to jeszcze nie koniec, chociaż coś już się skończyło.

Jeżeli chcesz żebym oddała - powiedz mi to wprost. Przynajmniej wszyscy będziemy mieli jasność że to koniec...

Rozmyślania...

I co?! Jesteś z siebie dumny?! Całkowite rozwalenie czyjegoś świata poszło ci nad wyraz dobrze... No więc od teraz jestem niedostępna dla nikogo, nie odzywam sie i nie odpowiadam. Mam cały świat bardzo głęboko, a w jeszcze głębszym dole siedzę i nie mam zamiaru wychodzić. Na telefony też nie odpowiadam, bo zapewne siedzę zamknięta w pokoju i ryczę. I naprawdę nie trzeba mi tłumaczyć jak sie zachowuje, bo mam tego doskonałą świadomość! Chyba już sporo razy tłumaczyłam że jak mam wahania hormonalne to moich nastroi nie da się opanować, zwłaszcza w takiej chwili... Za to ty... Czy wiesz jakie jest twoje zachowanie?! Czy o tym pomyślałeś? Bo ja jestem dziewczyną i wszystko będę odbierać emocjonalnie mimo całej swojej logiki... a jak to dla mnie wyglądało? To że wstałam wpół do ósmej rano żeby posprzątać a potem cztery godziny czekałam aż przyjedziesz... I w sumie tak jakbyś przyjechał tylko że by oglądnąć film, zjeść przedrzemać chwile po jedzeniu... A jak jeszcze dostałeś czego chciałeś, to stwierdziłeś że musisz iść sprzątać i robić kilka innych rzeczy w których chciałam ci pomóc... Ale ty odrzuciłeś moją pomoc żeby potem odrzucić mnie... I to nie jest uczciwe zachowanie... No więc zastanów się jak to wyglądało z mojej strony, bo rozmawiać o tym nie będziemy. A jeszcze przy okazji nie myśl sobie że to ty się strasznie poświęcasz! Ty teraz sam o sobie decydujesz i nic cię nie goni. A ja codziennie mam w domu dzikie awantury o to że nic nie robie że za późno wracam przeinaczam kłamie i wogóle jaka to ja jestem wstrętna. To robiłam dla ciebie, ale jak widać niepotrzebnie. Jeżeli zabierałam ci za dużo czasu to trzeba było powiedzieć... Dzisiaj powiedziałeś aż za dosadnie. Teraz chce od ciebie tylko tytuł książki i nic więcej... A co do jutra... zobaczę czy wogóle wstanę i czy wogóle postanowię wyjść z pokoju... A kilka godzin płakania w poduszkę raczej nie zrobi dobrze mojemu gardłu które i tak kwalifikuje się do ostrego leczenia... Najwyżej stracę głos na parę dni... Teraz to już nie ważne. W sumie w tym momencie nic nie jest już ważne... Idę do mojej poduszki, a cały świat może się wypchać albo stanąć na głowie... I dalej tęsknie i dalej się boję... I wczorajsze wsparcie nie było jak widać prawdziwe... Może mi się tylko wydawało...

Rozmyślania...

Coś w tym jest...

I. Nie wygłaszaj swojej opinii, dopóki nie zostaniesz o nią poproszony.

II. Nie dziel się swoimi problemami z innymi jeśli nie masz pewności, że chcą o nich wiedzieć.

III. Będąc w domu kogoś innego, okaż mu respekt albo w ogóle tam nie idź.

IV. Kiedy gość w Twoim domu denerwuje Cię, potraktuj go okrutnie, bez litości.

V. Nie rozpoczynaj sexulanych zalotów dopóki nie otrzymasz wyraźnego znaku.

VI. Nie zabieraj żadnej rzeczy która nie należy do Ciebie, chyba że jest ona wielkim problemem dla kogoś innego i prosi o wyzwolenie.

VII. Zdobądź wiedzę magiczną, aby osiągnąć to czego pożądasz. Jeśli zaprzeczysz potęgę magii po jej wezwaniu, stracisz wszystko co zyskałeś.

VIII. Nie narzekaj na nic co Ciebie nie dotyczy.

IX. Nie krzywdź małych dzieci.

X. Nie zabijaj zwierząt, dopóki nie zostaniesz zaatakowany lub będziesz potrzebował jedenia.

XI. Kiedy jesteś na otwartym terytorium, nie przeszkadzaj nikomu. Jeśli ktoś Ci przeszkadza, powiedz mu aby przestał. Jeśli nie przestanie, zniszcz go!

Rozmyślania...

Mrrrrrrrr... Po burzy czas na ciszę... Kłótnie nie są dobre, nie oczyszczają atmosfery i nikt nie zasługuje na coś takiego... Dobrze że już po wszystkim... Nocna rozmowa, łzy, wzajemne przeprosiny, wspólna potrzeba i troska... Ale tak naprawdę dobrze było dopiero w jego ramionach, bez znaczenia że to na środku ulicy pod czyimiś oknami... Bóg jednak nie zawiódł i życie znowu jest piękne... I to że boli mnie brzuch tak że najchętniej poszłabym spać i wstała za trzy dni też nie miało znaczenia... Po trzech godzinach snu wstałam i poszłam na autobus, poszłam żeby jak najszybciej być przy nim, żeby sie przytulić i mieć pewność że naprawdę jest już dobrze, że mnie nie opuści, że to nie była prawda... Dziękuję Boże... Dziękuje za niego, za to go nie straciłam, że dostałam kolejną szanse... I że mimo kolejnej rozłąki wiem że mam do kogo wracać, wiem że ktoś będzie czekał... Za to że jest ktoś, najważniejszy na świecie, przy kim czuje sie znowu bezpiecznie, przy kim potrafię usnąć jak dziecko i wypocząć bardziej niż gdziekolwiek. Z kim mogę dzielić marzenia i wszystkie głupoty jakie wpadną mi do głowy. Kto mnie akceptuje i wybacza.... Tobie też kochanie dziękuję. Dziękuje za to że jesteś, dziękuje za dzisiejszy dzień, dziękuje za niespodziankę, za to jak sie bawiłam i że pozwoliłeś mi zapomnieć to co sie działo, że przytuliłeś, przyniosłeś termofor i znalazłeś włącznik. Dziękuje że jutro chcesz wstać i przyjechać, że jesteś, że mnie nie opuszczasz i znosisz moje wybryki. Dziękuje za wszystko. Dziękuje za film i kino i za cheeseburgera i gonienie autobusu. Kocham cię, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, nie wyobrażam sobie tego wyjazdu... Ciesze sie że przynajmniej Majka będzie z tobą i że wiem że będziesz o mnie myślał. Mam coś dla ciebie i chce zrobić jeszcze coś... Ale to zobaczysz przed samym wyjazdem... Mam nadzieję że ci się spodoba... Jeszcze raz dziękuje i przepraszam... za wszystko. I chce jeszcze podziękować jednej osobie niemal równie ważnej... Osobie która mimo własnych problemów potrafi sie o mnie martwić... Dziękuje kochanie ale już sie nie martw już dobrze. Głowa doi góry teraz myśl o sobie.

Rozmyślania...

Niby środek miasta... A wystarczy wraz z ukochanym znaleźć kawałek nasłonecznionego trawnika i już nie widzi się przepełnionych ulic, tłumów na chodnikach ani gęstej miejskiej zabudowy... Koło trawnika lśni jezioro a z tyłu słychać szum drzew... Cisza i samotność we dwoje... I nic nie jest ważniejsze... I to jest wspaniałe! Wreszcie prawdziwa pełna wiosna!

Rozmyślania...

Jest druga w nocy, wpół do trzeciej, a ja nie śpię... bo już czekam na przyjście mojego ukochanego... Wrzucam zdjęcia na picasse i dodałam trochę opisów. Usunęłam trochę starych postów z bloga. Siedzę i rozmyślam... Myślę o przeszłości, o przyszłości, o tym co jest teraz... Myślę i wiem, że mam prawdziwe szczęście, że mam takich wspaniałych przyjaciół, i że ci którzy są przy mnie, są wspaniałym wynagrodzeniem za tych którzy mnie opuścili. Myślę i wiem, że mam jeszcze większe szczęście, bo udało mi się wśród tysięcy ludzi odnaleźć tą jedyną na świecie osobę która jest mi pisana w wielkiej księdze losu. I tak się przedziwnie składa, że przy całym moim sceptycyzmie i wierze w że nasz los zmieniają tylko ludzkie decyzje, w tym wypadku, tylko w tym, wierze w przeznaczenie. Przeznaczenie które pchało nas ku sobie jeszcze przed naszymi urodzinami... Wierze i wiem, że za nim pójdę na koniec świata, wiem, że cokolwiek się stanie, jak rozwiąże się największy teraz problem i jak bardzo skrzywdzą mnie ludzie - on zawsze będzie. Po prostu wiem. I pierścień atlantów nic do tego nie ma. Ani brak ceremonii czy legalizacji... To już się stało, mimo że żadne z nas o tym nie wiedziało. Stało się i na zawsze związało nasze losy. Będę twoim aniołem, jeśli ty zostaniesz moim... Będę twoim aniołem dla ciebie... Będę twoim aniołem pomimo wizji sprzed prawie dwóch lat... Będę twoim aniołem na zawsze...

Rozmyślania...

życie człowieka jest strasznie płynne... Zaczyna się jakby mały strumyk wydobywający się spod ziemi... Chociaż nie każdemu uda się dopłynąć do powierzchni... zaczyna powolutku toczyć się przez kamienie... I już tutaj życie każdego się różni... jedni płyną gładkim piaszczystym korytkiem inni skręcają i wiją się między kamieniami inni z trudem przebijają się przez gęste poszycie. Jedni płyną w pełnym słońcu inni w cieniu, niewidoczni. I nadal nie wiadomo jak skończy każdy tych strumieni. Powoli nowe doświadczenia jak mniejsze i większe dopływy zaczynają nas zasilać i powiększać. Szybciej lub wolniej, ale wciąż i niezależnie od naszej woli. Życie tak jak bieg wody ciągle przyspiesza, dla każdego jest coraz szybsze i trudniejsze. I mimo że każdy mówi że już nie nadążą, to jakoś daje radę bo musi. Nie ma innego wyjścia i tak jak woda przeciska się przez ułożoną z kamieni i gałęzi przeciwności losu tamę tak każdy z nas pokonuje przeszkody. zawsze da się znaleźć jakąś szczelinę, albo ją zrobić, opłynąć tamę bokiem, albo po prostu górą. I życie niepowstrzymanie toczy się dalej. Czasem płyniemy w pobliżu innych rzek, słysząc ich szum i radośnie pluskając, czasem znajdujemy tę właściwą i łączymy z nią nasze wody, związując się na całe życie... Czasem nasza woda pozostaje czysta i krystaliczna, a czasem zmienia się w ściek... I nigdy nie wiemy co nas spotka dalej, ciągle jesteśmy tylko świadomi upływającego czasu... Bo nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Człowiek nawet jeśli tego nie widać ciągle się zmienia. Rzeka naszego życia zakręca i zmienia otoczenie, czasem płynie burzliwie a czasem spokojnie. Czasem jest nieszkodliwa dla innych a czasem zalewa pola i obrywa brzeg. I nigdy nie wiadomo co czeka za kolejnym zakrętem, jak będzie duży i co przyniesie. Czy zmianę na lepsze? Czy ładną pogodę? Czy zbliży nas do innych, czy oddali? Nigdy nie wiadomo z której strony może pojawić się coś nowego nowy dopływ i jaki on będzie... Czy zasili naszą wodę i uczyni ją piękniejszą, silniejszą? Czy przyniesie brud i chemikalia? Dlatego zawsze trzeba mieć oczy szeroko otwarte i poszukiwać możliwości rozwoju i dobrych dopływów, a omijać ścieki... Jakkolwiek by nie szumiały... Płyniemy i nie wiemy co nas czeka, możemy mieć tylko nadzieję. I co najważniejsze - nigdy nie wiem, który zakręt będzie tym ostatnim, za którym nie będzie już nic, tylko otwarta pusta przestrzeń morza... I pustka i cisza...


"Idę tam, gdzie przestrzeń błękitów..." - Tego biegu nie da się odwrócić. Ale do moża można wpaść jako kryształowa, piękna majestatu rzeka, żywa i głośna, płynąca pewnie i niosąca z sobą tysiące ryb... A można wpaść jako niosąca śmierć powódź zła i samotności...


"A dobra przyboczna jest jak glon..." - bez komentarzy... :D

Rozmyślania...

Elegancko ubrany mężczyzna. W pełnym garniturze, ze srebrnym zegarkiem. Na święta dostał od siostry zegarek z wygrawerowanym imieniem, ale woli nosić ten bo jest lepszy, bogatszy. Na pewno nie spaźnia się ani o sekundę. Idzie ulicą, zatłoczoną, gwarną. Idzie pewnym krokiem, lawirując pomiędzy ludźmi, unikając zderzenia. Właśnie o włos minął idącą w poprzek kobietę w czerwonej sukience. Nie ma pojęcia, że gdyby nosił zegarek od siostry... Gdyby nosił zegarek od siostry, wszystko tego dnia wykonałby z dwusekundowym opóźnieniem. Te dwie sekundy nie pozwoliłyby mu ominąć kobiety w czerwonej sukience, potrąciłby ją i przewrócił. Tak zaczęłaby się ich znajomość, znajomość z kobietą w której zakochałby się bez pamięci. Miłość pozwoliłaby mu lepiej się zaprezentować i sprzedać wspaniałe umiejętności. Osiągnąć sukces. Zarabiać duże pieniądze, w pełni pozwalające na zapewnienie wszystkiego co najlepsze gromadce dzieci, o których marzył od lat. Dzieci jego i kobiety w czerwonej sukience... Może lepiej, że nie wie? Może lepiej, że wybrał zegarek srebrny, a nie złoty, spieszący o trzy sekundy? Ze swoim srebrnym zegarkiem bezpiecznie dojdzie do biura, nie wpadając po drodze pod czarnego Renault, aby spokojnie spędzić kolejny nudny dzień w pracy nie dającej mu ani satysfakcji ani pieniędzy?

Rozmyślania...

NIENAWIDZE CAŁEGO ŚWIATA!!!!

Po prostu nienawidzę i koniec! I w dodatku uważam że mam do tego święte prawo! A jeżeli uważacie inaczej to wyłączcie natychmiast tego boga a tym bardziej nie odzywajcie sie do mnie.

Nie nienawidzę za to wszystko co się teraz dzieje... Za to że kolejny raz ryczałam w autobusie...

Jedyne co mnie teraz jakoś podnosi na duchu to Poziomkowe Pola... Mimo że wielu rzeczy nie mogę zrozumieć a reszta do mnie nie dociera... I tak warto...

Bo jak napisała Ang 11 lipca 2005 (pamiętajcie że to cytat):
"-Wiesz co, Mamo? - powiedział mały ślimaczek do dużej Mamy Ślimak - cierpię na acedię*. Ogromne zniechęcenie, nienawiść do miejsca w którym jestem. Nie mogę się zabrać do pracy. Nic m nie wychodzi, do niczego się nie nadaję i wszystko mnie odpycha. Skąd to? Skąd to?
-Co ty opowiadasz - powiedziała Mama Ślimak zagniatając ciasto na pierogi - po co ci to?... to znaczy... co ty wymyślasz znowu. Masz świetną pracę, dom, kochających rodziców, ogródek z liśćmi na których możesz odpoczywać, kołysać się i czytać swoje ulubione książki. Czego ci brakuje? Nie wariuj, mówię ci. Nie wariuj."

I wyjaśnienie słowa acedia:
  • Acedia w języku polskim była oddawana różnie, jako: zniechęcenie, beznadziejność, zgorzkniałość, oziębłość, anemia duchowa, melancholiczność.
  • Acedia jest grzechem, gdyż oznacza lenistwo duchowe człowieka.
A ja nie uważam że to grzech... To po prostu jest wielki problem i rozpaczliwe wołanie o pomoc. Szkoda tylko że nie istnieją ludzie którzy to zauważą...

Może ze mną faktycznie est coś nie tak? Może po prostu "wariuje" i "zdziwiam"? Może to kwestia zdrowia i samopoczucia? To i tak nie ma znaczenia - bo wy i tak nie macie prawa mnie oceniać...

Rozmyślania...

Ech... Święta z roku na rok coraz bardziej nie-świąteczne, dziadek coraz mniej pojmuje i coraz bardziej się obraża... Problemów na głowie coraz więcej... Jest mi smutno... Nie mam doła, ani depresji to nie o to chodzi... Jest mi po prostu przykro, że nie ma już takich świąt jak dawniej, że ludzie nie potrafią lub nie mogą po prostu cieszyć się życiem, że starość jest taka okrutna... to wszystko jest szalenie przygnębiające... Mam coraz więcej planów na przyszłość, chociaż nie umiem podjąć decyzji które mi to umożliwią... I nie wiem czy mi się uda... Coraz bardziej boję się tego co muszę teraz zrobić, a jeszcze gorsze jest to że muszę o to walczyć, chociaż najchętniej bym po prostu uciekła. Załatwiam też szkołę i kucharki na kolonie, jeszcze nie wiem dokładnie gdzie, ale może się uda... Mam nadzieję... I jes mi jeszcze przykro że w zasadzie nie mam o czym opowiadać dziadkom, ani wogóle o czym rozmawiać... To jest jakiś inny świat w który nie umiem się wpasować. Mój dziadek, teraz, po półtorej roku dowiedział się że mam chłopaka i już od wczoraj zdążył się na mnie trzy razy o to obrazić, chociaż nie wiem dokładnie o co konkretnie... To jest jakaś porażka. I zapytał się mnie czy się urodziłam w 58 roku... To jest nawet wcześniej niż mój tata... I nawet jak mu trzy razy powtórzyłam że mam osiemnaście lat to on i tak wie swoje... I m nie uwierzył! I jeszcze się o to obraził, jakbym kłamała albo coś! Ja już nic nie rozumiem po prostu... I już sie zdążyłam przeziębić bo w nocy było tak strasznie zimno... MASAKRA! I mam słowotok, bo mi przez to wszystko smutno i potrzebuje się po prostu wyżalić... Na szczęście w Krakowie już czeka kilka przyjaznych duszyczek które mnie przytulą... Jak dobrze was mieć moje skarby kochane... Znalazłam moją zagubioną siostrzyczkę, i upewniłam się w planach co do jednej osóbki i starałam się pomóc osobie która pomocy nie potrzebuje, chociaż tego nie wie i znalazłam wreszcie autorytet, chociaż on nie chce w to uwierzyć... I pomyśleć że trzeba było czegoś takiego żebym sobie to uświadomiła... To też jest przykre. Kochani, jesteście dla mnie wszystkim i ie wyobrażam sobie życia bez was. Wiem że to nie będzie trwać wiecznie, ale jest cudowne i trzeba się tym cieszyć póki trwa. Kocham was moje myszki koffane :***

Rozmyślania...

Pisanie pod presją nie jest fajne... Ale czasem też potrzebne... Każdy od dziecka potrzebuje bodźców. Dziecko motywowane szybciej się uczy, jest mądrzejsze i aktywniejsze... Dorosły więcej osiąga... i łatwiej... A ja zawsze musiałam się motywować sama... A to jest trudne... Bo nawet jak na początku mam zapał, to w końcu się wyczerpuje... I nie mam nikogo kto mnie popchnie dalej, przypilnuje... A potrzebuje wsparcia. Teraz znowu zaczynam planować i działać... Tylko czy znajdzie się ktoś kto mi pomoże? Czy tym razem się uda? Zobaczymy. Bo jak ma działać przy czymś takim?! Jak mam sobie ułożyć życie, nawiązywać kontakty otoczona takim przykładem?! Nie mogę... Z jednej strony mam ich gdzieś... z drugiej... udaje jak zwykle że nic się nie dzieje... a w zasadzie płacze jak skrzywdzone dziecko, zamknięta w pokoju żeby nikt nie widział. Bo obiecałam sobie że to koniec. Obiecałam że nie będę płakać... Potrafię namawiać do walki... ale sama nie walczę, bo nawet nie wiem o co... nie wiem jak ani z kim... Co ja mam zrobić? Co już zrobiłam, że zasłużyłam na coś takiego?! I nie chce słów pocieszenia, nie chce uścisku, nie chce spojrzenia! Nie chce, nie chce bo nie dam rady, nie chce bo nie wytrzymam. Nie chcę płakać. Za co los zsyła coś takiego na ludzi? Dlaczego skrzyżował ich drogi? Dlaczego nie pozwolił się rozstać? Tak byłoby lepiej...

11.05.2008

Chomik


Niebieski pokój przejmuje dużo cech swojej właścicielki... Zbieranie wszystkiego co cenne też... Dlatego właśnie postanowił pozbierać wszystkie napisane w nim refleksje... Może zajmie mu to dużo czasu, ale myśli że warto to zrobić... Już niedługo na pewno się jakieś pokażą...

11.02.2008

:/


"Morza i oceany grzmią
Pieśni pożegnalny ton..."

Czemu wszystko na raz?...