12.07.2008

Refleksje

Mam dość... Bo wszystkiemu jest winna ludzka samotność i nieustanne dążenie do zapełnienia jej czymś, czymkolwiek... Bo wszyscy są samotni, każdy na swój sposób. Czasem da się ją zagłuszyć przepychem bogatego mieszkania albo gwarem licznej rodziny. Ale nawet otoczony miłością i troską człowiek jest samotny... I będzie samotny zawsze... A jednak czasem samotność jest podobna... Zupełnie inni ludzie, w innych warunkach, z innych przyczyn - a mimo to są tak samo samotni, czują to samo, tak samo cierpią... Bo samotność to cierpienie. Samotnością nie jest chwila odpoczynku w ciszy, nie jest pusta polana w lesie czy lektura... Samotność jest wewnątrz nas otacza nas i oddziela od innych, rani i przeraża...



Samotność dziecka... Każdy z nas jest samotny tą samotnością niemowlęcia, małego, bezradnego dziecka zostawionego w ciemnym pokoju... I za każdym razem kiedy ją sobie uświadomimy wywołuje te same uczucia...



Odkąd pamiętam byłam sama... Czasami myślałam, że jestem otoczona ludźmi, albo po prostu byłam za mała żeby to sobie uświadomić... A może ludzie byli inni... Ale byłam samotna... A te krótkie momenty, kiedy przyjaźń pozwalała mi zapomnieć o samotności... Za szybko się kończyły, były zbyt interesowne. A ja się na to zgadzałam i zgadzam się dalej... Bo inaczej nie umiem bo boję się że chociaż tego zabraknie. Zawsze chciałam pomagać ludziom, zawsze inni byli ważni... Zawsze każda potrzebująca wsparcia i pomocy osoba mogła się do mnie zwrócić... I chyba zawsze mi się udawało. Walka z ludzkimi problemami i słabościami. Wiele osób skrzywdziłam, skrzywdziłam z pewną świadomością tego co robię. Skrzywdziłam ich jednocześnie wbijając sobie nóż w serce... A zrobiłam to tylko po to żeby pomóc. Bo niektórych trzeba skrzywdzić, żeby zauważyli co trzeba zrobić. I ja potrafiłam im to pokazać... I wtedy... Albo skrzywdzeni odchodzili... Albo rozumieli i dalej kochali... żeby odejść jak wszystko się ułożyło... I zawsze zostawałam sama... Zawsze.



Zdążyłam się z tym pogodzić. Z tym że nie mam już rodziny też... Bo ludzie z którymi mieszkam to już nie rodzina. Bliska pozostała mi tylko mama, którą tyle razy sama skrzywdziłam... Którą wreszcie nauczyłam walczyć o swoje i nie pozwalać się krzywdzić... I ona też się odwróciła... Chociaż potrafi mnie jeszcze bronić...



I teraz się boję. Boję się że oddałam swoje życie jednej osobie, osobie którą związało ze mną to że nie potrzebuje. Która mówi że mnie nigdy nie opuści, a ja i tak się boję. Której mimo strachu za wszelką cenę chcę pomóc... I boję się tego że oddaję się całym sercem kolejnej osobie... Że kolejna osoba mnie potrzebuje. I już nie mogę się wycofać, bo już dla niej wygrywam, chociaż może właśnie przegrywam własne bezpieczeństwo?



Bo samotność jest bezpieczna... straszna ale bezpieczna, bo znana. Samotność nie krzywdzi, nie zadaje ran nie opuszcza... Samotność nigdy nas nie opuści...

Brak komentarzy: